poniedziałek, 15 lipca 2013

David A. Richards – „Grzech miłosierdzia”

 
„Sydney Henderson miał dwanaście lat, gdy w przypływie złości zepchnął z dachu kolegę. Przekonany, że go zabił, wyrzekł się przed Bogiem wszelkiej przemocy, w jednej chwili zamieniając swoje życie w piekło. Od tamtego dnia z niewzruszonym spokojem i wiarą w ostateczny tryumf boskiej sprawiedliwości znosi pogardę mieszkańców prowincjonalnej osady. Niechęć sąsiadów wobec jego bezwarunkowej uczciwości zamienia się w okrutny spektakl nienawiści, którego nikt już nie może zatrzymać. Richards opowiada na nowo historię Hioba – głeboko przejmująca, napisana z epickim rozmachem kronika trzech pokoleń Hendersonów przekonuje, że niezawinione cierpienie nigdy nie jest daremne, a prawdziwe dobro nie mieści sie w ludzkim wyobrażeniu o sprawiedliwości.”
(Tyle nota wydawnicza. Wydawnictwo WAB, 2005)

Książka napisana jest prostym językiem, zawiera jednak moim zdaniem bardzo głębokie prawdy i dopuszcza mnogość interpretacji poglądów i zachowań bohaterów.
Filozofia Sydneya Hendersona, głównego bohatera polega na wyciąganiu wniosków po ludzku rzecz biorąc niewygodnych dla niego i jego bliskich, a „poprawnych” ze względu na wyższe dobro, moralność, która stawia dobro drugiego człowieka, prawdę, szlachetność ponad dążeniem do chronienia własnej osoby. Tylko dlaczego godnymi jego szlachetności są jego wrogowie, a nie kochająca żona i dzieci? Taki paradoks…

O ile pamiętam, Sydney miał taką filozofię życiową zwłaszcza od momentu, gdy wskutek pewnego niefortunnego zdarzenia zapragnął w pewien sposób zadośćuczynić wyrządzoną krzywdę. Na uwagę zasługuje wewnętrzna siła jego charakteru: nie wyrzekł się spontanicznie dokonanego przyrzeczenia, choć konsekwencje tego ciągnęły się przez całe jego życie.

Psychologicznie rzecz ujmując myślę, że nagromadzone w dzieciństwie upokorzenia, wyobcowanie, które ciągnęły się przez lata wyryły trwały ślad w psychice Sydneya, który każe mu zaniechać obrony koniecznej na rzecz dobroci i szlachetności względem innych, ale tych „złych”. Dlaczego? Bo pamięta jak sam cierpiał z powodu zranienia przez ludzi, którzy bronią swoich interesów kosztem prawdy i sprawiedliwości. On chce być innym człowiekiem niż jego wrogowie. I im stara się w pewnym sensie pokazać swoją szlachetność, a nie żonie, która go wspiera i jest podobna w swoich zapatrywaniach. Jej już nie musi przekonywać o znaczeniu wartości, które dla niego stanowią podstawę egzystencji, a do których pielęgnowania popchnęło go właśnie owo spontanicznie, w strachu uczynione przyrzeczenie.

Zdziwiło mnie na początku to, że porównuje się Richardsa do Dostojewskiego. Ale mając na uwadze postawę życiową księcia Myszkina z „Idioty” oraz Sydneya Hendersona – zaczynam wierzyć, że te postacie kierują się podobną logiką przy dokonywaniu swoich wyborów życiowych. I choć styl pisarski obydwu twórców różni się diametralnie, to jednak idee ww. postaci korespondują ze sobą w bardzo dobitny sposób.
Ta książka jest znacznie głębsza, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Poza tym bardzo dobrze się ją czyta. Jestem pod wrażeniem….

--------
Wydawnictwo: W.A.B., 2005
Tytuł oryginału: Mercy Among the Children
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
ISBN: 83-7414-074-7
Liczba stron: 452

2 komentarze:

  1. Hej, mała uwaga na dobry początek, stricte estetyczna (mam dobre chęci:): ładnie tutaj, ale zmieniłabym albo tło główne/postów lub chociaż kolor czcionki na czarny, bo tekst się zlewa i niewygodnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :) Poprawię, bo faktycznie coś nie gra.

    OdpowiedzUsuń