wtorek, 1 października 2013
David Bowie - "The next day"
Co można powiedzieć o tej płycie? Na pewno styl od dawna rozpoznawalny, niby prosty, ale jak wiele można w nim jeszcze wypowiedzieć. I taki jest właśnie Bowie. Milczy przez lata, aby potem wyskoczyć z czymś kapitalnym, bo jest to wykonawca, który na ogół wydaje płyty, kiedy naprawdę ma coś do przekazania. Kolejny inteligentny sposób na muzykę. Niestety nie wszystkich wykonawców stać na coś takiego. Bowie ze swoją od lat ugruntowaną pozycją na rynku muzycznym może sobie na to pozwolić.
Wydawało się, że po przebytym w 2004 zawale, podczas koncertu w Pradze powrót na scenę nie jest możliwy, aż tu nagle na Dzień Kobiet - 8 marca 2013 odbyła się premiera światowa The next day, tworzonego w wielkiej tajemnicy i dlatego tak nieoczekiwanego.
Tytułowy The next day kapitalnie wprowadza nas w tę płytę. Ma mocno podkreślony rytm.
Jest wręcz stworzony na dynamiczny początek. Bardzo mi się spodobał.
Dlatego następny numer Dirty boys wydaje się nieco obniżającym loty pomysłem.
Ale zaraz następuje The stars (are out tonight) znowu dynamiczny i interesujący.
Love is lost buduje powoli pewnego rodzaju napięcie. W tle trochę drapieżne dźwięki gitary.
Where are we now?, opisujący koleje życia Bowiego z okresu berlińskiego został wybrany niefortunnie na pierwszy singiel. Nie bardzo charakteryzuje płytę, choć niewątpliwie ma swój urok.
Co by nie powiedzieć - jest piękny i relaksujący.
I dwa przeciwieństwa: If you can see me - utwór, którego istnienia nie mogę zrozumieć oraz I'd rather be high - mój faworyt na płycie. Utwór dla mnie tak kapitalny, że równać się z nim może jedynie tytułowy The next day. Spodobał mi się fantastyczny motyw muzyczny, przewijający się na początku zwrotek. Bardzo prosty, ale jakże pomysłowy i po prostu piękny.
Boss of me - też ciekawy, podkreślony saksofonowymi dźwiękami.
(You will) set the world on fire - kolejny mój ulubieniec na tej płycie. Mocny początek ze zdecydowanie zarysowaną sekcją rytmiczną. I interesujący refren. Do tego gitarowy szał - mniam!
Dla przeciwwagi - spokojny You feel so lonely you could die. Jest piękny i kołyszący w refrenie. Cóż można chcieć więcej.
Majestatyczny Heat wieńczy dzieło. Koncepcja rozległego, podniosłego finału, który swoją charyzmą pięknie dopełnia całości, wydaje się bardzo przemyślana.
Ogólnie można powiedzieć, że wszystkie dźwięki są na miejscu, fantastyczna spójność. Pomimo różnego charakteru utworów ma się odczucie pełnej konsekwencji i rzeczowości w wyborze repertuaru na tę płytę. Poza tym urzekła mnie pięknem kompozycji, choć nigdy specjalnie nie przepadałam za Bowiem. Mówi się o tym, że The next day jest płytą roku. Wcale bym się z tym nie sprzeczała :)
Tracklista:
1. The next day, 2. Dirty boys, 3. The stars (are out tonight), 4. Love is lost, 5. Where are we now?, 6.Valentine's day, 7. If you can see me, 8. I'd rather be high, 9. Boss of me, 10. Dancing out in space, 11. How does the grass grow?, 12. (You will) set the world on fire, 13. You feel so lonely you could die, 14. Heat.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Musze przesłuchać :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
OdpowiedzUsuń